wtorek, 2 kwietnia 2013

#6. Sometimes better is to lie

Patrzyłam w jego rozszerzone, przepełnione szczęściem źrenice. Przez cienki materiał jego koszulki czułam jak szybko bije mu serce. Jego ciepły oddech muskał mój nos. Czułam się ... dość dobrze. Ten pocałunek nie wywołał u mnie takich emocji jak ten z Zaynem, ale nie mogę zaprzeczyć, że było miło. Powoli, niczym wąż wślizgujący się do swojej kryjówki, w mojej głowie pojawiła się okrutna myśl. Gdybym była z Harrym, Perrie nie zdołałaby wmówić innym, że podkochuję się w Zaynie. Bo przecież jak to możliwe, żebym mając chłopaka, chciała kogoś innego ? Byłabym bezpieczna. Ale to wyjątkowo egoistyczne z mojej strony. Nie mogę wykorzystać Harry'ego do swoich własnych celów, tylko dlatego, że nie umiem zachować należytej ostrożności podczas poważnych rozmów. To nie jego wina, że jestem nieuważną idiotką. Znienawidziłby mnie, gdybym zrobiła mu coś takiego. To nie w porządku. Ale... Patrząc na to z innej strony, nie mam się czym martwić. Przecież najpierw musiałby mi zaproponować związek, a nie ma możliwości, że to zrobi. Jesteśmy przyjaciółmi, traktuję go jak starszego brata. Okey, Silver, wszystko jest pod kontrolą. Oczywiście jeśli chodzi o mnie i o Hazzę. Bo na horyzoncie nadal jest pragnąca mnie zniszczyć bestia, znana także jako Perrie. Z moich rozmyślań wyrwał mnie dotyk miękkich, wilgotnych warg na moim nosie. Harry. Po moim ciele przeszły wyjątkowo przyjemne dreszcze, a moje usta wygięły się w lekkim uśmiechu.
-Silver. Może to głupie, ale ... czy zechciałabyś być moją dziewczyną? - wyszeptał, splatając ze sobą nasze dłonie i patrząc na mnie z nadzieją.
Zamarłam. No nie ! Styles, czy ty sobie ze mnie żartujesz ? To nie tak miało wyglądać. Mieliśmy się rozejść i zapomnieć o tym epizodycznym wydarzeniu, które miało miejsce kilka minut temu. Spuściłam wzrok, bijąc się z myślami. Nie chciałam go wykorzystać. A tym bardziej zranić. Był dla mnie niesamowicie ważny, ale z drugiej strony ... Przygryzłam wargę, pozwalając przemówić drugiej części mojej osobowości. Tej myślącej tylko o sobie. Tej egoistycznej i zadufanej w sobie. Wizja utarcia Perrie nosa była wyjątkowo kusząca. Wreszcie to ja bym wygrała i doświadczyła uczucia triumfu, a nie ona i to jej przerośnięte ego. Teraz, w mojej głowie toczyła się burzliwa walka między tym co powinnam zrobić, a tym co chciałam. A chciałam wieść normalne życie, nie obawiając się, że Perrie wyda mój sekret. Chciałam mieć kogoś kto mnie pokocha całym swoim sercem. I właśnie natrafiła mi się taka szansa. Jak mogłabym ją zmarnować ? Przeklinając w duchu swoją głupotę przyciągnęłam do siebie Harry'ego i wpiłam się w jego malinowe, pełne usta. Przyjemne ciepło rozeszło się po całym moim ciele.
-Mam rozumieć, że to oznacza 'tak'? - wymamrotał między pocałunkami, na co jedynie mocniej go pocałowałam, pozbawiając nas oboje tchu.

                                                                               *

Spojrzałem na swoje dłonie, które wciąż drżały z emocji. Nadal czułem na skórze dotyk drobnych, delikatnych dłoni Silver. Wciąż czułem jej usta na swoich. Przygryzłem wargę i przeczesałem dłonią swoje włosy. Z pomieszczenia obok dochodził mnie odgłos wody, uderzającej o drzwi kabiny prysznicowej. Silver postanowiła wziąć prysznic, a ja obiecałem, że tu na nią poczekam. Miałem chwilę, aby w spokoju pomyśleć i ochłonąć. Wciąż nie wierzyłem w to co się wydarzyło zaledwie piętnaście minut temu. Marzyłem o byciu z nią od kiedy tylko ją ujrzałem, aczkolwiek nigdy nie sądziłem, że mi się to uda. Nie wierzyłem, że mogłaby ujrzeć we mnie kogoś więcej aniżeli przyjaciela. Aż do dzisiaj ... Podniosłem się, gdy drzwi od łazienki się otworzyły. Stała w nich Silver. Oblizałem wargi, nie wierząc, że można wyglądać tak pięknie. W granatowej, plisowanej spódniczce, białej bokserce i czarnej, skórzanej kurtce wyglądała nieziemsko. Brązowe włosy spływały jej falami na plecy. Podszedłem do niej i objąłem ją w pasie, przyciskając swoje usta do jej. Mruknęła, zanurzając swoje szczupłe palce w moich włosach. Kilka minut później położyła dłonie na moim torsie i lekko mnie odepchnęła, przygryzając przy tym dolną wargę. Czy wspominałem już jak seksownie wtedy wyglądała ? Na jej policzkach pojawiły się lekki rumieńce.
-Co jest skarbie ? - Musnąłem jej szyję nosem i lekko ją ucałowałem.
-Skoro już jesteśmy razem wypadałoby powiedzieć o tym reszcie, nie uważasz ? - Puściła do mnie oczko i pociągnęła mnie za nadgarstek na korytarz, gdzie czekała już reszta. Rozmawiali, śmiali się. Czyli normalny obrazek grupki przyjaciół. Ścisnąłem dłoń Silver, widząc, że zaczyna się denerwować. Odchrząknęła, zwracając tym na siebie całą uwagę.
-Chcę...Chcemy Wam powiedzieć, że ... jesteśmy razem - Lekko się uśmiechnęła,a w pomieszczeniu zapanowała cisza przerywana jedynie naszymi urywanymi oddechami.

____
Przepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszaaaaaaam <3
Możecie mnie zabić, jeśli tylko chcecie.
Wstyd mi, że przez TRZY MIESIĄCE nic tu nie dodałam.
Dobra, możecie mnie nawet zlinczować ;_;
Ale obiecuję, że się poprawię, gdyyyyż ... Na prawdę podoba mi się ten blog :)
+ Dziękuję Klaudii za niesamowity wygląda bloga, jest piękny *-*

sobota, 5 stycznia 2013

#5. If we can't as we would, we must do as we can

Z zaciśniętymi ze złości ustami wycofałam się do kuchni, zostawiając zakochanych samym sobie. Nie lubiłam Perrie. Ta dziewczyna niesamowicie mnie irytowała. I za nic nie byłam w stanie jej polubić. Była wredną, pragnącą wykorzystać Zayn’a blondyną. Jednak nigdy nie udało mi się tego dowieść. W towarzystwie innych ludzi zachowywała się niczym ideał. Przykładna, urocza dziewczyna. Marzenie chłopaków. Usiadłam na marmurowym blacie, śledzona przez spojrzenia pięciu par oczu. 
-Perrie przyjechała ! – Powiedziałam z udawanym entuzjazmem. Byłam pewna, że na mojej twarzy gości wymuszony grymas, mający przypominać uśmiech. Za nic nie mogą się dowiedzieć o mojej antypatii. Nie są tępi. Domyślą się, że podoba mi się Zayn, a nie darzę Perrie miłością z powodu czystej zazdrości. Nie mogę na to pozwolić. Muszę grać. To przecież tylko jeden dzień, dam sobie radę. Wybuchły okrzyki radości. Wszyscy poza mną i Jennifer rzucili się, aby uściskać ich ukochaną Pezz, która właśnie weszła do pomieszczenia. Czy tylko ja widziałam, że coś jest z nią nie tak ? Ten złowrogi błysk w oku, ten pozbawiony radości uśmiech. To nie fair. Ona ich okłamuje i wykorzystuje, a oni, w szczególności Zayn, zrobiliby dla niej wszystko. Z niechęcią patrzyłam jak mulat obejmuje ją w talii i co chwila obdarowywuje jej ciało pocałunkami. Kilka godzin temu te wargi dotykały moich ust. Dziewczyna rozmawiała z resztą chłopców, roztaczając wokół nich swój magiczny urok słodkiej blondynki, której trzeba pomagać na każdym kroku.
-Jak myślisz, jak długo rozkładałby się plastik tego typu ? – Zapytała szeptem Jenn, szturchając mnie ramieniem. Parsknęłam śmiechem i pokręciłam głową. Jej pomysły czasami mnie przerażały, sama jej inwencja twórcza była dziwna.
-Co tak siedzicie same ? – Podszedł do nas Harry, z szerokim uśmiechem. Na jego widok, w sercu zrobiło mi się o wiele cieplej. Był tak pozytywny, uroczy i kochany. Idealny do przytulania.
-A co mamy robić ? Wszyscy całują Pezz po stopach. – Powiedziałam, przybierając łagodny ton. Chciałam, aby te słowa zostały odebrane w żartobliwy sposób, a nie tak jakbym miała ochotę wygnać Perrie z tego domu, z Doncaster, albo najlepiej z tego świata. I chyba się udało, bo Haz zaśmiał się niskim, gardłowym głosem. Bingo, tylko tak dalej Silver, utrzymuj pozory, że ty i Perrie to najlepsze przyjaciółki. A nikt się nie zorientuje, że kochasz zajętego chłopaka.
-No tak. Przecież dziewczyny nie lubią innych dziewczyn. Konkurencja i te sprawy.
-Dokładnie pudlu. Widzisz jaki ty mądry ? - Posłałam mu słaby uśmiech i potargałam jego brązową czuprynę. Zeskoczyłam z blatu i zwróciłam się do reszty, starając się odwrócić ich uwagę od aktualnego obiektu zainteresowań. – Co powiecie na mały wypad na miasto ? Świeże powietrze dobrze nam zrobi. – Zaproponowałam, krzyżując ręce na piersi. Wszyscy ochoczo się na to zgodzili. Za godzinę mieliśmy spotkać się w salonie i wyjść. Chłopcy wraz z Perrie udali się do swoich aktualnych pokoi, a ja z Jennifer zostałyśmy w kuchni. Potrzebowałam jej towarzystwa, nie zmąconego obecnością Perrie. Z salonu wciąż dobiegały odgłosy kreskówek oglądanych przez bliźniaczki. Ich życie było tak łatwe. Oglądanie bajek i wieczna zabawa. Zero rozterek miłosnych, czy kłótni o coś więcej niż łopatkę w piaskownicy. Piękne czasy, zdecydowanie cudowne. Z lodówki wyjęłam puszkę coli. Otworzyłam ją, a ona wydała cichy syk. Zimny napój przyjemnie pieścił mój przełyk.
-Jak się czujesz ? – Zapytała przyjaciółka, uważnie mi się przyglądając. Jakby chciała odczytać moje myśli. Ale co ja jej miałam powiedzieć ? Dobrze wie, jak jest. Dobrze wie, że czuję się jakbym była rozrywana od środka, za każdym razem, gdy patrzę na nich i wiem, że Zayn nigdy mnie nie pokocha, tak jak kocha ją.
-A jak mam się czuć Jenn ? Kocham Zayn’a. Kocham go do szaleństwa i zrobiłabym dla niego wszystko. A ta … ta wredna blondyna nagle musiała tu wparować. Wystarczy mi, że widzę ich wspólne zdjęcia. – Jęknęłam, spuszczając wzrok na puszkę, którą otaczały moje szczupłe, blade dłonie.
-Zjawiła się w najmniej odpowiednim momencie. Ale nie martw się, jeszcze będzie okazja, żeby go uwieść. Ja ci to gwarantuję. Widzimy się jutro. – Szepnęła i wyszła z kuchni, wcześniej całując mnie w policzek. Usłyszałam jak żegna się z Daisy i Phoebe, trzasnęły drzwi. Zostałam sama. Aż do jutrzejszego dnia. Czyli czeka mnie całe popołudnie spędzone z Królową Śniegu. Cudownie, moje marzenia w końcu się ziściły. Przecież pragnę zamarznąć od jej spojrzenia. Och, Zayn, co ty w niej widzisz… Podskoczyłam słysząc ciche brawa. Odwróciłam się i zamarłam. W progu stał nie kto inny, jak Perrie. Beznamiętny wyraz jej twarzy przyprawiał o zimne dreszcze. Wyglądał niczym seryjny zabójca. Tyle, że jej bronią były słowa, a nie skomplikowane noże.
-Imponujące Tomlinson. Nigdy bym nie pomyślała, że podoba ci się ten zidiociały mulacik, a ty go tu uwodzisz pod moją nieobecność. Zaimponowałoby mi to, gdyby nie fakt, że to mój chłopak. On mnie kocha, jest we mnie ślepo zapatrzony.
Czułam jak cała krew odpływa mi z twarzy. Cholera ! Jaka ja mogłam być taką idiotką. Jak ja mogłam rozmawiać o Zaynie, kiedy ona była w jednym domu ? Wiedziałam, że mnie nienawidzi. A teraz dałam jej ku temu kolejny powód. Dodatkowo miała na mnie haka. Moje uczucie do Zayn’a.
-Nie wiem o co ci chodzi Pezz. Zayn to tylko i wyłączenie przyjaciel. – Mruknęłam, napotykając spojrzenie jej zimnych oczu.
-Nie udawaj idiotki. – Warknęłam, podchodząc bliżej – A teraz posłuchaj mnie uważnie kotku. Zayn to moja własna kopalnia. Kupuje mi wszystko co chcę, robi dla mnie wszystko co chcę. Nie zrujnuj mi tego, bo jeśli piśniesz choćby słówko, albo dalej będziesz się do nie przystawiała to Malik dowie się jak mnie nazywasz, gdy jesteśmy same. A wtedy cię znienawidzi, z całego serca. Chyba tego nie chcemy, co ?
Wyszła z kuchni, zostawiając mnie samej sobie. Byłam na nią zła, byłam zła na Zayn’a, byłam zła na siebie, krótko mówiąc, byłam zła na cały, otaczający mnie świat. Miałam ochotę uciec, i nigdy nie wrócić. Uwolnić się od tej przepełnionej kłamstwem i nienawiścią rzeczywistości. Pobiegłam do swojego pokoju, do swojej jedynej oazy. Rzuciłam się na ogromne łóżko i zakopałam się w pościeli. Dopiero wtedy pozwoliłam łzom swobodnie popłynąć. Wypływały z moich oczu niekończącą się, krystaliczną falą. Z mojego gardła co chwila wyrywał się zduszony szloch. Perrie dowiedziała się o moim uczuciu do Zayn’a. To może się dla mnie okazać zgubne w skutkach. Przecież ona jest bezwzględna. I chce mi zaszkodzić.
-Sil, Lou kazał m… - Usłyszałam pukanie, poczym odgłos otwieranych drzwi i głos szatyna, najmłodszego w zespole. – Silver ? Czy ty płaczesz ?
W jednej chwili znalazł się obok mnie i tulił mnie w swoich silnych ramionach. Szeptał żebym przestała płakać, że jestem na to zbyt piękna, obiecywał, że sprawca moich łez, pożałuje swojego uczynku, że uchroni mnie od wszelkich cierpień i od okrucieństwa tego świata.
-Zaśpiewaj mi coś – Wyjąkałam w jego przemoczony od moich łez szary T-shirt. Nie zwlekał. Bez żadnego ‘ale’ spełnił moją prośbę. I byłam mu za to wdzięczna.

I may not have the softest touch/
Może i nie mam najdelikatniejszego dotyku
I may not say the words as such/
Może nie wypowiadam takich [pięknych] słów
And though I may not look like much/

I mimo, że może nie wyglądam na zbyt wiele
I'm yours.
Jestem twój
And though my edges may be rough/
I mimo, że moje krawędzie mogą być ostre
And never feel I'm quite enough/
Nigdy nie czuję, że jestem wystarczająco dobry
It may not seem like very much/
To może nie wyglądać na zbyt wiele
But I'm yours/
ale jestem Twój. *

Kolejne łzy pociekły po moich zarumienionych od płaczu policzkach. To było piękne. I tekst, i jego głos. Anielski głos. Uniosłam wzrok i napotkałam spojrzenie jego oczu. Zielonych, pełnych ciepła i miłości.
-Pocałuj mnie – Wyszeptałam, czując, że potrzebuję kogoś kto mnie pokocha. Za to kim jestem. Kogoś przy kim nie będę musiała udawać innej osoby. Potrzebowałam Harry’ego. Nie wiem czy to przez ból w moich oczach, czy przez jakiś, nieznany mi impuls, szatyn po raz kolejny spełnił moją prośbę. Jego miękkie wargi spotkały się z moimi. Smakowały malinami, które jadł do śniadania. Moje dłonie powędrowały w gęstą czuprynę jego brązowych loków. Po raz pierwszy od dobrych kilku miesięcy nie myślałam o Zaynie. I było to niesamowicie przyjemne.

_______
To co ? 10 komentarzy ? ♥

* The Script – I’m Yours

czwartek, 27 grudnia 2012

#4. Gleam of hope.

Zgasła ostatnia lampa, oświetlająca ulicę, a miejscowy zegar zaczął wybijać godzinę. Druga w nocy. Zatrzymałam film na zbliżeniu przerażonej twarzy głównego bohatera. Facet uciekał przed seryjnym mordercą, który dodatkowo opętany był przez diabła. No ludzie. Jak dla mnie zbyt dużo, jak na jeden film. Horror powinien być prosty, ale wciąż mrożący krew w żyłach. Podniosłam się z podłogi, ciesząc się, że mogę rozprostować zdrętwiałe kończyny. Ruszyłam do drzwi, prowadzących na ciasny korytarz, omal nie potykając się o śpiącą już Jennifer. Tak, wspólna noc ze strasznymi filmami rzeczywiście się nam udała. Te emocje, wrażenia… Czujecie ten sarkazm, co ? Wyślizgnęłam się z pokoju i po cichu, nie chcąc nikogo zbudzić, ruszyłam do kuchni. Z ulgą powitałam chłodne kafelki pod swoimi stopami. Wyjęłam z lodówki karton soku pomarańczowego i uzupełniłam swoją, już pustą, szklankę. Skierowałam się z powrotem do swojego królestwa. Jeszcze kilka stopni, kilka metrów i …
-Zayn ?! – Syknęłam, ledwo trzymując szklankę z sokiem. Nie wierzyłam, że tu był, że nie spał, a jednak. Stał przede mną w szarych bokserkach i białej, opinającej jego umięśnione ciało podkoszulku. Włosy straciły ten sceniczny blask i nie ułożone opadały na czoło. Opalone ręce oplatały skomplikowane tatuaże.
-Silver… Co tu robisz ? – Wyszeptał, podchodząc bliżej. Jego ciepły oddech musnął mój nos. Zadrżałam, czując jego bliskość.
-Mieszkam. Nie zauważyłeś ? – W moim głosie pobrzmiewała ledwo skrywana złość. Z trudem się opanowywałam, żeby nie wybuchnąć. Kilka godzin temu tak mnie zjechał, a teraz ma czelność, jak gdyby nigdy nic ze mną rozmawiać ? Gdybym nie była tak dobrze wychowana to już dawno bym go spoliczkowała i powiedziała co myślę o jego osobie. A nie byłyby to pochlebstwa. W jednej chwili mój mózg przestał normalnie funkcjonować, przetwarzając obcy dotyk na talii. Spojrzałam na chłopaka. Był o wiele bliżej niż przed paroma minutami. Byłam w stanie dostrzec czarne plamki na brązowej tęczówce, widziałam każdą niedoskonałość jego cery, nie zakrytą pudrem, którego jako gwiazdy musieli używać, a gdy się uśmiechnął, zauważyłam mały ubytek w jednym, z przednich zębów. Widziałam rzeczy niedostrzegalne dla oka przeciętnego fana. Oni nie mieli możliwości zobaczyć swojego idola w takim stanie. A ja miałam. I nadal uważałam go za najpiękniejszą istotę jaka stąpa po tym ziemskim padole. Przypominał mi upadłego anioła. Niepokonanego, niezależnego, idealnego. Zanim zdążyłam zorientować się co się dzieje, poczułam gorące wargi mulata na swoich. Całował mnie namiętnie i zachłannie. Jego dłonie przyciągały mnie do ciebie, kasując dzielący nas dystans. Czułam głośne bicie jego serca. Tworzyliśmy jedność. Pasowaliśmy do ciebie niczym dwa dawno zagubione elementy układanki. Miałam wrażenie, że trafiłam do raju. Raju, w którym Zayn, w końcu będzie mój. W końcu dotarły do mnie dwie rzeczy. Pierwsza, Zayn miał dziewczynę. Co z tego, że nienawidziłam jej z całego serca ? Nikomu, nawet Perrie, nie życzę zdrady. Druga, Malik był pijany. Upił się i nie wiedział co robi. Gdybym nie przerwała tego pocałunku, miałabym potworne wyrzuty sumienia, że go wykorzystałam. Nie byłabym s tanie spojrzeć w lustro. Odepchnęłam od ciebie chłopaka, czując w sercu narastający ból. Serce gnało niczym szalone, a w oczach pojawiały się słone łzy. Tak bardzo chciałam być blisko niego. Tak trudno było mi to zakończyć. Najchętniej zostałabym w uścisku jego ramion, ale poczucie winy by mnie zabiło. Musiałam postąpić tak, a nie inaczej. Rzuciłam Zaynowi spojrzenie pełne cierpienia i żalu, poczym wbiegłam do swojego pokoju i osunęłam się po drzwiach na podłogę. Drżącą dłonią przejechałam po ustach, wciąż czując jego smak, otaczał mnie jego zapach. Miejsca na skórze, których dotknął, paliły. Czułam jednocześnie dwa, zupełnie różne uczucia. Z jednej strony radość, spowodowaną tym nagłym, niespodziewanym zbliżeniem, a z drugiej strony smutek i rozczarowanie. W jednej krótkiej chwili, pojawił się przebłysk nadziej. Myślałam, że mu na mnie zależy, a on był jedynie pod wpływem alkoholu. Pocałowałby pierwszą, lepszą dziewczyną. Nic do mnie nie czuł. A moja miłość do niego, po dzisiejszym pocałunku, przewyższyła skalę. Tak, byłam szaleńczo zakocahan w zajętym chłopaku. I nic nie mogłam z tym zrobić.
*
Rano obudziłam się z okropnym bólem głowy i sercem ciężkim, niczym głaz. Ciążyło mi w piersi, nie dając zapomnieć o ostatniej nocy. Sumienie podpowiadało mi, żebym poszła do Zayn’a i mu powiedziała co się wydarzyło. Ale nie mogłam, nie potrafiłam. Zbyt obawiałam się jego reakcji. Przemyłam twarz chłodną wodą, aby choć trochę się uspokoić. Spojrzałam w lustro. Spoglądała na mnie zmęczona i zraniona dziewczyna, nie umiejąca znaleźć sobie miejsca na tym świecie. I wciąż myśląca o chłopaku, zdecydowanie dla niej nieodpowiednim. Odwróciłam wzrok od swojego odbicia. Narzuciłam na siebie zieloną sukienkę bez ramiączek, a włosy związałam w tak zwany ‘artystyczny nieład’. Szczerze mówiąc, to ostatnio całe moje życie wyglądało jak jeden wielki, artystyczny nieład. Czułam się jak marna marionetka, którą reżyser wciąż się bawi, nie pozwalając jej zaznać szczęścia i …
- SILVER ! SZYBCIEJ ! – Głos Jennifer przywołał mnie do porządku. Czemu ja w ogóle o nim myślę ? Nie jest dla mnie nikim więcej, aniżeli przyjacielem mojego brata. Zgarniają po drodze ulubionego japonki, zbiegłam do kuchni, gdzie już zastałam całe One Direction, wraz z Jenn, którą najwyraźniej ciągnęło do Niall’a. Zanotować, i później ją wypytać o to i owo. Usiadłam pomiędzy Liam’em, a Lou, naprzeciw Zayn’a, który jak gdyby nigdy nic, jadł apetycznie wyglądającą jajecznicę. Na jego twarzy pojawił się jednodniowy zarost, a wyraźnie zarysowana szczęka poruszała się z każdym, kolejnym kęsem. Wyglądał jak zawsze, najwidoczniej nie pamiętał ostatniej nocy. Może to i lepiej ? Zero tłumaczenia się, czy poważnych rozmów, których tak bardzo pragnęłam uniknąć. Chcąc odciągnąć swoje myśli od mulata, skierowałam swój wzrok na Hazzę, a dokładniej na jego talerz, zapchany masą jedzenia. Sięgnęłam przez stół, wyrwałam mu z dłoni widelec, który już prawie dotykał jego ust, i zjadłam jego zawartość, którą okazał się pyszny omlet.
-EEEEEJ ! – Chłopak się zaśmiał i próbował wyrwać mi sztuciec. Bezskutecznie.
-No co ? Chcesz zwrot pudlu ? – Wybuchłam mu w twarz śmiechem i wcisnęłam się pod ramię brata, wiedząc, że tu mi nic nie grozi.
-Oddaj mi widelec, proszę.
-Okey, ale tylko jeśli …
W całym domu zabrzmiał dzwonek, zwiastujący przybycie nowego gościa. Poderwałam się z krzesła, rzuciłam Harry’emu znaczące spojrzenie, mówiące, że jeszcze nie skończyliśmy i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Przeszłam przez salon, gdzie Daisy i Phoebe oglądały kreskówki i nacisnęłam lśniącą klamkę. Uśmiech momentalnie zszedł mi z twarzy. Na ganka stała niska dziewczyna, której wzrostu dodawały czarne szpilki. Jeansowe shorty uwydatniały jej długie, blade nogi. Biała koszulka opinała jej idealną figurę, odsłaniając skrawek płaskiego brzucha. Blond fale opadały na jej odkryte ramiona, w błękitne oczy przypominał dwa lodowce, odpowiedzialne za zatonięcie Titanica.
-Jest może Zayn ? – Jej głos, w mojej głowie spotęgowany stokroć razy, przypominał mi odgłos paznokci, przesuwających się po tablicy.
-Jasne. ZAYN ! Perrie do ciebie … - Mruknęłam, czując jak mdli mnie na widok tak ogromnej ilości plastiku.

___________
Yeeey ! O to rozdział : )
Mam nadzieję, że zobaczę tu … 8 komentarzy ? Wiem, że was na to stać.

niedziela, 9 grudnia 2012

#3. I cannot keep what isn't mine.

Przymknęłam oczy, aby zebrać myśli i uporządkować mętlik w głowie. Nagle cały plan rozmowy wyparował, wszystkie błyskotliwe wypowiedzi zniknęły, niby za dotknięciem magicznej różdżki. Czułam kompletną pustkę co gorsza, nie mogłam nic z tym zrobić. Po chwili powróciłam do świata żywych. Utkwiłam wzrok w Zaynie, nie mogąc uwierzyć, że zwykły śmiertelnik może wyglądać tak cudownie. Czarne, starannie ułożone włosy zdobiło jasne pasemko. Bystre, brązowe oczy uważnie przyglądały się otoczeniu z lekkim pobłażaniem. Śnieżnobiały uśmiech tkwił na twarzy. Przez obcisłą, białą koszulkę prześwitywały tatuaże oplatające jego ciało. Na szyi zawisł złoty medalik z wygrawerowanymi imionami jego rodziców.
-Zayn ... - Wyszeptałam i wpadłam w objęcia chłopaka. Otoczyły mnie silne ramiona, w uścisku, których czułam się niesamowicie bezpiecznie. Wdychałam zapach jego wody kolońskiej zmieszanej z wonią papierosów. Cieszyłam się dotykiem jego dłoni na swoich plecach, wchłaniałam każde jego słowo, niczym coś ważnego, wręcz świętego. Odsunął mnie na odległość ramion i uważnie się przyjrzał. Po chwili zagwizdał z uznaniem, a jego ręce ułożyły się wzdłuż ciała.
-Silver ! Jak ty się zmieniłaś ! Wyglądasz pięknie !
-D-dzięki... - Wydukałam, czując wypływający na twarz rumieniec. Zayn właśnie mnie skomplementował. Mogę w spokoju, bez wyrzutów sumienia, umrzeć.
-Malik, pamiętaj, że masz już kogoś. Nie uwodź naszej kochanej Sil, bo jeszcze się biedactwo zakocha - Brązowa czupryna ukazała się w progu. Zielone oczy lśniły niezdrowym podekscytowaniem.
-HAZ ! - Rzuciłam się chłopakowi na szyję i ukryłam swoją twarz w zagłębieniu pomiędzy jego brodą, a ramieniem. Poczułam mocny zapach gumy balonowej, tak dla niego charakterystyczny. Poczułam dotyk zimnych, spierzchniętych warg na czole, po moim ciele przeszły dreszcze.
-Cieszę się, że cię widzę młoda. - Wyszeptał, po czym odsunął się pod ścianę. Kolejny podszedł do mniej Niall, pachnący fast-foodami i miętową pastą do zębów. Posłał mi piękny uśmiech, jednocześnie prezentując aparat na zębach. Wyglądał niczym dziecko, którym każde pragnie się zająć, aby nie dotknęły go krzywdy dzisiejszego świata. Liam, jak to on, wyglądał najpoważniej, aczkolwiek z własnych przeżyć wiedziałam, że potrafi się zabawić i święty to on nie jest. Odwróciłam się w stronę chłopców, którzy już okupowali naszą kanapę. Niall wyjadał przyszykowane chipsy, Harry z Louisem bili się o pilota, Liam starał się nad nimi zapanować, a Malik ... no cóż, nie było go tu. Przeprosiłam resztę zespołu i udałam się na poszukiwania mulata. Nie było go ani w łazience, ani w pokoju gościnnym, ani nawet w ogrodzie. I nic, zniknął. No dobra, martwiłam się o niego. To chyba normalne, że zależy mi na jego bezpieczeństwie. W końcu to nie jest pierwszy, lepszy chłopak. To Zayn. Nasz uroczy, kochany Zayn. Po zorientowaniu się, że chłopcy nawet nie zauważyli mojej nieobecności, wspięłam się po drewnianych stopniach i weszłam do swojego pokoju. To miejsce zawsze było moją oazą spokoju. Mogłam tu być, gdy potrzebowałam ciszy i samotności. Ruszyłam ku otwartym drzwiom balkonowym. Byłam przekonana, że je zamknęłam. Lekko stąpając na płytkach, wyszłam na dwór, czując jak wiatr owiewa moją sylwetkę. Przy metalowej balustradzie stała nasza zguba. Podeszłam bliżej i stanęłam obok. Spojrzał na mnie, a na jego twarz pojawił sie grymas, mający przypominać uśmiech. Wokół oczy pojawiły się czerwone obwódki. Płakał. Mój anioł płakał z nieznanego mi powodu. A ja nie mogłam nic zrobić. Objęłam go wątłymi rękoma, poczułam jak kładzie swoją głowę na moim odkrytym ramieniu.
-Nie płacz Zayn, nie warto ...
-Rozmawiałem z Perrie... Jest na mnie wściekła, a ja nawet nie wiem za co. - Wyszeptał i przymknął oczy. W księżycowej poświacie jego rzęsy kładły na, sprószone jednodniowym zarostem, policzki długie cienie. Wyglądał niczym grecki heros. Piękny, potężny, niezniszczalny. Nie rozumiałam jak ktokolwiek może mieć serce, aby go ranić. Dotknęłam jego zmarzniętej dłoni, leżącej na poręczy.
-Nie martw się, proszę cię... Nikt nie jest warty twoich łez, ani twojego cierpienia, rozumiesz ? Nawet Perrie.
Odwrócił wzrok i odtrącił moją dłoń.
-Nic nie rozumiesz ! - Syknął przez zaciśnięte zęby. - Nie wiesz jak to jest być zranionym przez kogoś kogo kochasz. Nie wiesz jak to jest być przez tą osobę odtrąconym, nierozumianym. Więc zamknij się i nie udzielaj na temat, o którym nie masz pojęcia !
Poczułam napływające do oczy łzy. Zabolało. I to cholernie. Nie wierzyłam, że odezwał się do mnie w ten sposób. Potraktował mnie jak śmiecia. Jak nic nie wartą laskę.
-Wiesz co Zayn ? Nie znasz mnie. Nie masz pojęcia co czuję, kogo kocham, ani jak dużo rozumiem. Uważasz mnie za gówniarę, która nigdy nie doznała bólu, ani cierpienia. Mylisz się. A co do ciebie... Myślałam, że jesteś miłym, uroczym chłopakiem, ale to nie prawda. Jesteś zwykłym, myślącym jedynie o sobie dupku. Wyjdź z mojego pokoju.
-Sil... - Ton jego głosu stał się bardziej opanowany, jakby odczuwał skruchę.
-Wyjdź stąd do cholery. Teraz. - Wyjąkałam, czując nadchodzący ból psychiczny.
-Przepraszam cię ... - Wyszeptał, i już po chwili usłyszałam trzask drzwi. Dopiero wtedy dałam emocjom upust. Osunęłam się po ścianie i wybuchnęłam płaczem. Pragnęłam, aby całe cierpienie spowodowane słowami chłopaka uleciało wraz ze słonymi kroplami. W głowie wciąż krążyło mi jedno zdanie " Nie wiesz jak to jest być zranionym przez kogoś kogo kochasz. " Tak, kochałam go. Nawet teraz, gdy na mnie nawrzeszczał miałam ochotę do niego pójść i powiedzieć, żeby się nie martwił, że wszystko ze mną w porządku. Chciałam, żeby mnie przytulił, pocałował. Chciałam, żeby powiedział, że jestem dla niego najważniejsza. Chciałam wreszcie poczuć się potrzebna i kochana.

*

- Dziękuję, że przyszłaś. - Przytuliłam do siebie przyjaciółkę i lekko się uśmiechnęłam. Jennifer jako pierwsza dowiedziała się o sprawie z Malikiem i błyskawicznie do mnie przyszła. Postanowiła mnie wspierać, i psychicznie, i fizycznie.
-Wiesz, że dla ciebie wszystko kotku. Nie pozwolę żeby jakaś gwiazdorzyzna cię raniła. Będę twoim osobistym ochroniarzem.
Rozłożyłyśmy na podłodze koce i poduszki. Na małym stoliku znalazły się przyniesione przez Jenn napoje i przekąski. Z mojej własnej kolekcji filmów wybrałam kilka horrorów. Plan na dzisiejszą noc polegał na obejrzeniu strasznych filmów, abym zamiast myślenia o Zaynie, bała się, że zaatakuje mnie duch, potwór, czy psychopatyczny morderca. Zgasiłyśmy światła i włączyłyśmy film. Noc z horrorami czas zacząć.
___

Przepraszam za jakąkolwiek literówkę :c I dziękuje za 9 komentarzy <3

czwartek, 6 grudnia 2012

#2. On the way to wonderland.

Opadłam na kanapę i okryłam się grubym, czerwonym kocem. Dzisiejszego wieczoru czułam się naprawdę okropnie. Dopadł mnie katar, sprawiający, że ledwo oddychałam. A niska temperatura ciała znacznie mnie osłabiała i powodowała silne zawroty głowy. Miałam ochotę usnąć i obudzić się za miesiąc. Sięgnęłam po kubek z gorącym kakao i spojrzałam na ekran telewizora. Aktualnie oglądałam "Sherlock'a Holmes'a" z Robertem Downey Jr. w roli głównej. Ten aktor był tak nieziemsko przystojny, że czasami wręcz żałowałam, że nie jestem koło pięćdziesiątki. Usłyszałam trzask drzwi i po chwili obok mnie usiadł Louis. Brązowe włosy rozwiał letni wiatr, na policzkach widniały rumieńce. Wślizgnął się pod koc i mocno mnie przytulił.
- Jak się czujesz słońce ? - Jego ciepły oddech musnął mój policzek.
-Umieram Lou. Powiedz mamie... że ją kochałam. - Przymknęłam powieki, czując nadchodzący ból.
-A jak już umrzesz to mogę udostępnić twój pokój Liamowi i Zaynowi ? - Szepnął tuż obok mojego ucha.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-Chłopcy przyjeżdżają ?! Kiedy ?!
-We wtorek młoda. To co ? Nie umierasz ? - Louis szeroko się uśmiechnął, za co dostał leżącą pod moją ręką pomarańczową poduszką.
- Zamknij się Tomlinson.

*
Podszedłem do wysokiej dziewczyny opierającej się o ścianę w kolorze ciemnego fioletu. Ubrana w jeansowe spodenki z podwyższonym stanem i kanarkowo żółtą górę od kostiumu wyglądała nieziemsko, niczym grecka bogini. Jedną dłonią musnąłem jej odkrytą talię, a drugą wplotłem w blond włosy. Wpiłem się w jej delikatne usta, przypierając ją do ściany. Dotykając jej przeszywały mnie dreszcze. Działała na mnie jak najgorszy narkotyk. A mi się to podobało.
- Kocham Cię Perrie - Wyszeptałem pomiędzy pocałunkami, patrząc w jej błękitne, otoczone wachlarzem czarnych rzęs oczy.
-Też cię kocham Zayn.
*

-GDZIE JEST TA CHOLERNA BLUZKA ?! - Przerzuciłam stertę ubrań leżących na podłodze i ruszyłam do szafy na kolejne poszukiwania. Zaginęła moja ulubiona bluzka, którą chciałam, ba, musiałam dzisiaj założyć. Cały strój był gotowy. Nie odpuszczę, nie teraz, dwie godziny przed przyjazdem chłopców. Prędzej umrę niż założę coś innego. Odrzuciłam żółtą tabliczkę z czarnym napisem "I'm not pretty, I'm not rich, but I'm still fucking perfect !" i z okrzykiem triumfu uniosłam znalezisko w stronę sufitu. Zadowolona z siebie zabrałam rzeczy i ruszyłam do przestronnej łazienki wyłożonej beżowymi kafelkami. W międzyczasie, gdy gorąca woda wypełniała wannę i mieszała się z olejkami zapachowymi, rozczesałam włosy i przyjrzałam się wybranemu zestawowi. Czarna spódniczka mini i przed chwilą znaleziona biała, satynowa bluzka. Materiał na plecach zastąpiono czarną, drobną siateczką, która połyskiwała dzięki srebrnym drobinkom. Tak, powinno być idealnie. Co z tego, że ma dziewczynę ? Przecież nie mam zamiaru od razu z nim być. Narazie wystarczy mi jak się do siebie zbliżymy. W końcu nie będzie tu tej jego blondi, wszędzie za nim chodzącej. Zapowiada się interesujący tydzień.

*

Tik-tak, tik-tak. Odwrociłam wzrok od zegara zawieszonego na wyblakłej ścianie, tuż obok niesamowitego obrazu przedstawiającego przedwojenny Londyn nocą. Lampy naftowe rzucały słabą poświatę na brukowaną ścieżkę. Big Ben lśnił na tle rozgwieżdżonego nieba. Zawsze uwielbiałam ten obraz. Fascynował mnie. Potrafiłam wpatrywać się w niego kilka dobrych godzin, nie czując znużenia. Dostrzegałam wtedy elementy niezauważone przez zwykłego, postronnego człowieka, takie jak, brak siódmej godziny na tarczy zegara, czy nierówno namalowana lampa. Byłam uważnym, spokojnym obserwatorem. Jednak nie dzisiaj, nie teraz. Nawet nie starałam się ukryć rosnącego podekscytowania na myśl o przyjeździe Zayn'a. Oczywiście wszyscy uważali, że moim jedynym powodem do radości jest przyjazd chłopców, którzy stali się moimi dobrymi znajomymi, i za którymi tęskniłam. A najbardziej za Harrym, z którym wyjątkowo się zżyłam. Był dla mnie jak starszy brat, kolejny. Podskoczyłam słysząc charakterystyczny dzwonek do drzwi. Drżącymi dłońmi wygładziłam spódniczkę. Za ucho zatknęłam kosmyk brązowych włosów. Wręcz nieświadomie przygryzłam dolną wargę posmarowaną moim ulubionym, truskawkowym błyszczykiem. W jednej chwili zamarłam. Świat wokół się zatrzymał. Nie wiedziałam jak się oddycha, jak się nazywam, ani gdzie jesteśmy. Nie wiedziałam nic. Brakowało mi tlenu, a ręce zaczęły się pocić. A on, Zayn Malik, niesamowicie przystojny i uroczy piosenkarz, przyjaciel mojego brata, stał w progu jak gdyby nigdy nic i szeroko się uśmiechał.

___

Dziękuję za 6 komentarzy :) Liczę na tyle samo, a może i więcej tutaj :)

niedziela, 2 grudnia 2012

#1.My one regret in life is that I am not someone else.

W sali panował półmrok i atmosfera tajemniczości. Wysoka dziewczyna z gracją zeszła po marmurowych schodach. Jej stopy, w białych pantofelkach delikatnie stukały na stopniach. Błękitna, satynowa suknia otulała jej szczupłe ciało. Wypielęgnowana dłoń w białej rękawiczce sunęła po wypolerowanej poręczy. Brązowe włosy łagodnie spływały na ramiona. Ogromne oczy w kolorze mlecznej czekolady były otoczone wachlarzem czarnych, gęstych rzęs, rzucających długie cienie na blade policzki. Wyglądała niczym księżniczka czekająca na swojego księcia. Silver zeszła i stanęła na środku pustej sali. Rozejrzała się, wzrokiem wyłapując niektóre elementy wystroju. Pochodnie zamieszczone w metalowych uchwytach na ścianach, portrety przepięknych kobiet i dostojnych mężczyzn, różnokolorowe płytki na podłodze. W tle grała spokojna muzyka. Z cienia między kolumnami powoli wynurzyła się postać w eleganckim, na pewno drogim, czarnym garniturze w delikatne, szare prążki. Twarz pozostawał niewidoczna, jakoby rozmazana.
-Silver, moja miłości, moja gwiazdo, moja słodyczy. Jesteś mym słońcem rozświetlającym każdy pochmurny dzień. – Mężczyzna przemówił głosem pełnym uwielbienia i szacunku. Dziewczyna od razu wiedziała kim był ów tajemniczy gość. Jest głos rozpoznałaby zawsze i wszędzie. Za właścicielem tego głos poszłaby na drugi koniec świata i skoczyła w ogień. Zrobiłaby dla niego wszystko. Zrobiłaby wszystko, aby był szczęśliwy. Wyciągnęła dłoń, pragnąc go dotknąć. Chciała się przekonać, że naprawdę tu jest.
-Kocham Cię…

-SILVER !
Dziewczyna otworzyła oczy i gwałtownie się podniosła. Policzki ją piekły, pewnie niemiłosiernie się zarumieniła, a serce gnało, niczym galopujące konie. Nie była na żadnej sali balowej ubrana w elegancką suknię. Była w swojej sypialni w za dużej koszulce służącej za piżamę. A zamiast wymarzonego faceta, miała młodszą siostrę siedzącą obok niej. To wszystko było jedynie snem. Kolejnym wyobrażeniem z nim w roli głównej. Jak co noc. Nawiedzał ją, gdy tylko zamykała oczy. Nie pozwalał jej zapomnieć. Silver opadła na łóżko, a twarz przykryła skrawkiem kołdry. W oczach pojawiły się jej łzy wściekłości i bezsilności. Nie ma żadnych szans. Nie u niego.
-Sil ! Wstawaj już ! Śniadanie jest gotowe. – Daisy pociągnęła za róg poszewki odkrywając twarz starszej siostry.
-Zaraz zejdę kochanie. Tylko się ubiorę.
Dziewczynka rzuciła siostrze krótkie spojrzenie, po czym wybiegła z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Brunetka leniwie podniosła się z łóżka i stanęła naprzeciw dużej drewnianej szafy wypełnionej po brzegi markowymi ciuchami. O takiej kolekcji ubrań na pewno marzy niejedna dziewczyna. A ona to wszystko ma, tak naprawdę za nic. Przecież nic nie osiągnęła. Nie jest aktorką, piosenkarką, czy modelką. Kilka lat temu jej rodzina była na skraju bankructwa, a teraz, dzięki sukcesowi starszego brata wzbogacili się. I to bardzo. Dziewczyna wybrała zestaw i ruszyła do łazienki czując jak jej nagie stopy zapadają się w miękkim dywanie. Piętnaście minut później była gotowe. Krótkie, jeansowe spodenki odsłaniały jej długie, szczupłe nogi, z których zawsze była dumna. Czerwona bluzka wiązana na szyi opinała zgrabne ciało. Brązowe włosy związane w ciasny, niski kucyk opadały na odkryte plecy, a kilka niesfornych kosmyków zdążyło się wymknąć i opaść na czoło. Silver zbiegła po drewnianych schodach i mijając salon weszła do jadalni oddzielonej od kuchni aneksem. Wokół okrągłego stołu zebrała się jej liczna, roześmiana rodzina, która już zajadała się złocistymi naleśnikami. Dziewczyna usiadła pomiędzy Lottie i Fizzy i sięgnęła po placka z jagodami.
-Jak się spało kotku ? – Siedząca naprzeciwko kobieta odgarnęła kosmyk czarnych włosów i ciepło się uśmiechnęła.
-Świetnie mamuś. Chociaż pobudka o ósmej nie napawa mnie ekscytacją – Brunetka wywróciła oczami, starając się ukryć ból, który pojawił się na wspomnienie snu z ostatniej nocy. Przecież nie wyzna, że podoba jej się zajęty chłopak. To … niepoważne. Nie wypada.
Po śniadaniu, gdy skończyły się te największe porządki, w drzwiach jadalni pojawił się wysoki chłopak w czerwonych spodniach i luźnej, białej koszulce. Był obładowany mnóstwem pakunków. Na jego twarzy gościł szeroki, tak dobrze znany, uśmiech. Radość jaka wybuchła w domu Tomlinsonów była nie do opisania. Wszyscy pragnęli uścisnąć dawno niewidzianego brata, czy syna. Dopiero po chwili, atmosfera nieco się uspokoiła i cała rodzina usiadła w salonie.
-Lou, kochanie, miałeś przyjechać dopiero jutro ! Co takie się wydarzyło ? – Jay wciąż ściskała dłoń syna i wpatrywała się w niego, jakby obawiała się, że jeśli tylko mrugnie, zniknie i okaże się jedynie zjawą.
-No wiesz mamuś. Odwołali jeden wywiad, udało się przełożyć koncert i … dostaliśmy pozwolenie na przyjazd do domu. Co do was – spojrzał na młodsze siostry siedzące na dywanie – nie prosiłyście mnie o coś przypadkiem ? Jakieś autografy, prezenty .. ?
Dziewczyny poderwały się. W pierwszej kolejności wycałowały i wyściskały brata, a później pobiegły do holu. Dało się usłyszeć zduszone krzyki i piski. Louis się zaśmiał i wygodniej rozparł na kanapie w kolorze ecri.
-Nie ma to jak miłość młodszych sióstr, tak bezinteresowna.
Czarnowłosa kobieta podniosła się i skierowała w stronę kuchni.
-Idę zrobić herbatę. Chcecie coś ?
Oboje zaprzeczyli i obserwowali jak ich mama znika za drzwiami. Chłopak odczekał chwilę i spojrzał na najstarszą z sióstr.
-A teraz mów co się dzieje słońce. Jesteś jakaś przygnębiona.
-Szkoda gadać LouLou. Fajnie, że przyjechałeś. Stęskniłam się. – Silver podniosła się i wtuliła w bok starszego brata, który zawsze był dla niej wsparciem.
*
-Jenn ! Zamknij się ! Nie mogę powiedzieć Lou o co chodzi ! Uzna mnie za … za jakąś psychiczną fankę, czy coś … - Potrząsnęłam głową i opadłam na wodne łóżko przykryte różową narzutą. Spojrzałam na mozaikę znajdującą się na suficie.
Blondynka głośno prychnęła, po czym wyłączyła wieżę cicho grającą w kącie przebój Lany Del Rey.
-Posłuchaj Ver, to twój brat, zrozumie cię ! Będzie mógł ci jakoś pomóc !
Gwałtownie się podniosłam i spojrzałam w jej przenikliwe, błękitne oczy. Ona naprawdę sądziła, że z tego może coś wyjść. Że mam jakąkolwiek szansę.
-Niby jak ? Jennifer, zrozum to ! Nie mam u niego szans ! Nie wiem czy wiesz, ale on ma dziewczynę ! Kojarzysz ? Taka piękność z figurą modelki.
-Jesteś idiotką Tomlinson. – Skwitowała blondynka i usiadła obok mnie.
Zapadła cisza przerywana jedynie odgłosami dochodzącymi z akwarium stojącego na białej komodzie.
-Wiesz co Jenny ? – Skierowałam wzrok na swoje dłonie. U prawej ręki, na palcu wskazującym błyszczał srebrny pierścionek z szafirem, który dostałam od Louis’a na 15 urodziny.
-Hmmm ?
-Kocham go…
-Wiem mała. To widać… No, chodź tu do mnie.
____

O to pierwszy rozdział ! : )

Liczę na chociażby … 5 komentarzy, co wy na to ?