sobota, 5 stycznia 2013

#5. If we can't as we would, we must do as we can

Z zaciśniętymi ze złości ustami wycofałam się do kuchni, zostawiając zakochanych samym sobie. Nie lubiłam Perrie. Ta dziewczyna niesamowicie mnie irytowała. I za nic nie byłam w stanie jej polubić. Była wredną, pragnącą wykorzystać Zayn’a blondyną. Jednak nigdy nie udało mi się tego dowieść. W towarzystwie innych ludzi zachowywała się niczym ideał. Przykładna, urocza dziewczyna. Marzenie chłopaków. Usiadłam na marmurowym blacie, śledzona przez spojrzenia pięciu par oczu. 
-Perrie przyjechała ! – Powiedziałam z udawanym entuzjazmem. Byłam pewna, że na mojej twarzy gości wymuszony grymas, mający przypominać uśmiech. Za nic nie mogą się dowiedzieć o mojej antypatii. Nie są tępi. Domyślą się, że podoba mi się Zayn, a nie darzę Perrie miłością z powodu czystej zazdrości. Nie mogę na to pozwolić. Muszę grać. To przecież tylko jeden dzień, dam sobie radę. Wybuchły okrzyki radości. Wszyscy poza mną i Jennifer rzucili się, aby uściskać ich ukochaną Pezz, która właśnie weszła do pomieszczenia. Czy tylko ja widziałam, że coś jest z nią nie tak ? Ten złowrogi błysk w oku, ten pozbawiony radości uśmiech. To nie fair. Ona ich okłamuje i wykorzystuje, a oni, w szczególności Zayn, zrobiliby dla niej wszystko. Z niechęcią patrzyłam jak mulat obejmuje ją w talii i co chwila obdarowywuje jej ciało pocałunkami. Kilka godzin temu te wargi dotykały moich ust. Dziewczyna rozmawiała z resztą chłopców, roztaczając wokół nich swój magiczny urok słodkiej blondynki, której trzeba pomagać na każdym kroku.
-Jak myślisz, jak długo rozkładałby się plastik tego typu ? – Zapytała szeptem Jenn, szturchając mnie ramieniem. Parsknęłam śmiechem i pokręciłam głową. Jej pomysły czasami mnie przerażały, sama jej inwencja twórcza była dziwna.
-Co tak siedzicie same ? – Podszedł do nas Harry, z szerokim uśmiechem. Na jego widok, w sercu zrobiło mi się o wiele cieplej. Był tak pozytywny, uroczy i kochany. Idealny do przytulania.
-A co mamy robić ? Wszyscy całują Pezz po stopach. – Powiedziałam, przybierając łagodny ton. Chciałam, aby te słowa zostały odebrane w żartobliwy sposób, a nie tak jakbym miała ochotę wygnać Perrie z tego domu, z Doncaster, albo najlepiej z tego świata. I chyba się udało, bo Haz zaśmiał się niskim, gardłowym głosem. Bingo, tylko tak dalej Silver, utrzymuj pozory, że ty i Perrie to najlepsze przyjaciółki. A nikt się nie zorientuje, że kochasz zajętego chłopaka.
-No tak. Przecież dziewczyny nie lubią innych dziewczyn. Konkurencja i te sprawy.
-Dokładnie pudlu. Widzisz jaki ty mądry ? - Posłałam mu słaby uśmiech i potargałam jego brązową czuprynę. Zeskoczyłam z blatu i zwróciłam się do reszty, starając się odwrócić ich uwagę od aktualnego obiektu zainteresowań. – Co powiecie na mały wypad na miasto ? Świeże powietrze dobrze nam zrobi. – Zaproponowałam, krzyżując ręce na piersi. Wszyscy ochoczo się na to zgodzili. Za godzinę mieliśmy spotkać się w salonie i wyjść. Chłopcy wraz z Perrie udali się do swoich aktualnych pokoi, a ja z Jennifer zostałyśmy w kuchni. Potrzebowałam jej towarzystwa, nie zmąconego obecnością Perrie. Z salonu wciąż dobiegały odgłosy kreskówek oglądanych przez bliźniaczki. Ich życie było tak łatwe. Oglądanie bajek i wieczna zabawa. Zero rozterek miłosnych, czy kłótni o coś więcej niż łopatkę w piaskownicy. Piękne czasy, zdecydowanie cudowne. Z lodówki wyjęłam puszkę coli. Otworzyłam ją, a ona wydała cichy syk. Zimny napój przyjemnie pieścił mój przełyk.
-Jak się czujesz ? – Zapytała przyjaciółka, uważnie mi się przyglądając. Jakby chciała odczytać moje myśli. Ale co ja jej miałam powiedzieć ? Dobrze wie, jak jest. Dobrze wie, że czuję się jakbym była rozrywana od środka, za każdym razem, gdy patrzę na nich i wiem, że Zayn nigdy mnie nie pokocha, tak jak kocha ją.
-A jak mam się czuć Jenn ? Kocham Zayn’a. Kocham go do szaleństwa i zrobiłabym dla niego wszystko. A ta … ta wredna blondyna nagle musiała tu wparować. Wystarczy mi, że widzę ich wspólne zdjęcia. – Jęknęłam, spuszczając wzrok na puszkę, którą otaczały moje szczupłe, blade dłonie.
-Zjawiła się w najmniej odpowiednim momencie. Ale nie martw się, jeszcze będzie okazja, żeby go uwieść. Ja ci to gwarantuję. Widzimy się jutro. – Szepnęła i wyszła z kuchni, wcześniej całując mnie w policzek. Usłyszałam jak żegna się z Daisy i Phoebe, trzasnęły drzwi. Zostałam sama. Aż do jutrzejszego dnia. Czyli czeka mnie całe popołudnie spędzone z Królową Śniegu. Cudownie, moje marzenia w końcu się ziściły. Przecież pragnę zamarznąć od jej spojrzenia. Och, Zayn, co ty w niej widzisz… Podskoczyłam słysząc ciche brawa. Odwróciłam się i zamarłam. W progu stał nie kto inny, jak Perrie. Beznamiętny wyraz jej twarzy przyprawiał o zimne dreszcze. Wyglądał niczym seryjny zabójca. Tyle, że jej bronią były słowa, a nie skomplikowane noże.
-Imponujące Tomlinson. Nigdy bym nie pomyślała, że podoba ci się ten zidiociały mulacik, a ty go tu uwodzisz pod moją nieobecność. Zaimponowałoby mi to, gdyby nie fakt, że to mój chłopak. On mnie kocha, jest we mnie ślepo zapatrzony.
Czułam jak cała krew odpływa mi z twarzy. Cholera ! Jaka ja mogłam być taką idiotką. Jak ja mogłam rozmawiać o Zaynie, kiedy ona była w jednym domu ? Wiedziałam, że mnie nienawidzi. A teraz dałam jej ku temu kolejny powód. Dodatkowo miała na mnie haka. Moje uczucie do Zayn’a.
-Nie wiem o co ci chodzi Pezz. Zayn to tylko i wyłączenie przyjaciel. – Mruknęłam, napotykając spojrzenie jej zimnych oczu.
-Nie udawaj idiotki. – Warknęłam, podchodząc bliżej – A teraz posłuchaj mnie uważnie kotku. Zayn to moja własna kopalnia. Kupuje mi wszystko co chcę, robi dla mnie wszystko co chcę. Nie zrujnuj mi tego, bo jeśli piśniesz choćby słówko, albo dalej będziesz się do nie przystawiała to Malik dowie się jak mnie nazywasz, gdy jesteśmy same. A wtedy cię znienawidzi, z całego serca. Chyba tego nie chcemy, co ?
Wyszła z kuchni, zostawiając mnie samej sobie. Byłam na nią zła, byłam zła na Zayn’a, byłam zła na siebie, krótko mówiąc, byłam zła na cały, otaczający mnie świat. Miałam ochotę uciec, i nigdy nie wrócić. Uwolnić się od tej przepełnionej kłamstwem i nienawiścią rzeczywistości. Pobiegłam do swojego pokoju, do swojej jedynej oazy. Rzuciłam się na ogromne łóżko i zakopałam się w pościeli. Dopiero wtedy pozwoliłam łzom swobodnie popłynąć. Wypływały z moich oczu niekończącą się, krystaliczną falą. Z mojego gardła co chwila wyrywał się zduszony szloch. Perrie dowiedziała się o moim uczuciu do Zayn’a. To może się dla mnie okazać zgubne w skutkach. Przecież ona jest bezwzględna. I chce mi zaszkodzić.
-Sil, Lou kazał m… - Usłyszałam pukanie, poczym odgłos otwieranych drzwi i głos szatyna, najmłodszego w zespole. – Silver ? Czy ty płaczesz ?
W jednej chwili znalazł się obok mnie i tulił mnie w swoich silnych ramionach. Szeptał żebym przestała płakać, że jestem na to zbyt piękna, obiecywał, że sprawca moich łez, pożałuje swojego uczynku, że uchroni mnie od wszelkich cierpień i od okrucieństwa tego świata.
-Zaśpiewaj mi coś – Wyjąkałam w jego przemoczony od moich łez szary T-shirt. Nie zwlekał. Bez żadnego ‘ale’ spełnił moją prośbę. I byłam mu za to wdzięczna.

I may not have the softest touch/
Może i nie mam najdelikatniejszego dotyku
I may not say the words as such/
Może nie wypowiadam takich [pięknych] słów
And though I may not look like much/

I mimo, że może nie wyglądam na zbyt wiele
I'm yours.
Jestem twój
And though my edges may be rough/
I mimo, że moje krawędzie mogą być ostre
And never feel I'm quite enough/
Nigdy nie czuję, że jestem wystarczająco dobry
It may not seem like very much/
To może nie wyglądać na zbyt wiele
But I'm yours/
ale jestem Twój. *

Kolejne łzy pociekły po moich zarumienionych od płaczu policzkach. To było piękne. I tekst, i jego głos. Anielski głos. Uniosłam wzrok i napotkałam spojrzenie jego oczu. Zielonych, pełnych ciepła i miłości.
-Pocałuj mnie – Wyszeptałam, czując, że potrzebuję kogoś kto mnie pokocha. Za to kim jestem. Kogoś przy kim nie będę musiała udawać innej osoby. Potrzebowałam Harry’ego. Nie wiem czy to przez ból w moich oczach, czy przez jakiś, nieznany mi impuls, szatyn po raz kolejny spełnił moją prośbę. Jego miękkie wargi spotkały się z moimi. Smakowały malinami, które jadł do śniadania. Moje dłonie powędrowały w gęstą czuprynę jego brązowych loków. Po raz pierwszy od dobrych kilku miesięcy nie myślałam o Zaynie. I było to niesamowicie przyjemne.

_______
To co ? 10 komentarzy ? ♥

* The Script – I’m Yours