Patrzyłam w jego rozszerzone, przepełnione szczęściem źrenice. Przez cienki materiał jego koszulki czułam jak szybko bije mu serce. Jego ciepły oddech muskał mój nos. Czułam się ... dość dobrze. Ten pocałunek nie wywołał u mnie takich emocji jak ten z Zaynem, ale nie mogę zaprzeczyć, że było miło. Powoli, niczym wąż wślizgujący się do swojej kryjówki, w mojej głowie pojawiła się okrutna myśl. Gdybym była z Harrym, Perrie nie zdołałaby wmówić innym, że podkochuję się w Zaynie. Bo przecież jak to możliwe, żebym mając chłopaka, chciała kogoś innego ? Byłabym bezpieczna. Ale to wyjątkowo egoistyczne z mojej strony. Nie mogę wykorzystać Harry'ego do swoich własnych celów, tylko dlatego, że nie umiem zachować należytej ostrożności podczas poważnych rozmów. To nie jego wina, że jestem nieuważną idiotką. Znienawidziłby mnie, gdybym zrobiła mu coś takiego. To nie w porządku. Ale... Patrząc na to z innej strony, nie mam się czym martwić. Przecież najpierw musiałby mi zaproponować związek, a nie ma możliwości, że to zrobi. Jesteśmy przyjaciółmi, traktuję go jak starszego brata. Okey, Silver, wszystko jest pod kontrolą. Oczywiście jeśli chodzi o mnie i o Hazzę. Bo na horyzoncie nadal jest pragnąca mnie zniszczyć bestia, znana także jako Perrie. Z moich rozmyślań wyrwał mnie dotyk miękkich, wilgotnych warg na moim nosie. Harry. Po moim ciele przeszły wyjątkowo przyjemne dreszcze, a moje usta wygięły się w lekkim uśmiechu.
-Silver. Może to głupie, ale ... czy zechciałabyś być moją dziewczyną? - wyszeptał, splatając ze sobą nasze dłonie i patrząc na mnie z nadzieją.
Zamarłam. No nie ! Styles, czy ty sobie ze mnie żartujesz ? To nie tak miało wyglądać. Mieliśmy się rozejść i zapomnieć o tym epizodycznym wydarzeniu, które miało miejsce kilka minut temu. Spuściłam wzrok, bijąc się z myślami. Nie chciałam go wykorzystać. A tym bardziej zranić. Był dla mnie niesamowicie ważny, ale z drugiej strony ... Przygryzłam wargę, pozwalając przemówić drugiej części mojej osobowości. Tej myślącej tylko o sobie. Tej egoistycznej i zadufanej w sobie. Wizja utarcia Perrie nosa była wyjątkowo kusząca. Wreszcie to ja bym wygrała i doświadczyła uczucia triumfu, a nie ona i to jej przerośnięte ego. Teraz, w mojej głowie toczyła się burzliwa walka między tym co powinnam zrobić, a tym co chciałam. A chciałam wieść normalne życie, nie obawiając się, że Perrie wyda mój sekret. Chciałam mieć kogoś kto mnie pokocha całym swoim sercem. I właśnie natrafiła mi się taka szansa. Jak mogłabym ją zmarnować ? Przeklinając w duchu swoją głupotę przyciągnęłam do siebie Harry'ego i wpiłam się w jego malinowe, pełne usta. Przyjemne ciepło rozeszło się po całym moim ciele.
-Mam rozumieć, że to oznacza 'tak'? - wymamrotał między pocałunkami, na co jedynie mocniej go pocałowałam, pozbawiając nas oboje tchu.
*
Spojrzałem na swoje dłonie, które wciąż drżały z emocji. Nadal czułem na skórze dotyk drobnych, delikatnych dłoni Silver. Wciąż czułem jej usta na swoich. Przygryzłem wargę i przeczesałem dłonią swoje włosy. Z pomieszczenia obok dochodził mnie odgłos wody, uderzającej o drzwi kabiny prysznicowej. Silver postanowiła wziąć prysznic, a ja obiecałem, że tu na nią poczekam. Miałem chwilę, aby w spokoju pomyśleć i ochłonąć. Wciąż nie wierzyłem w to co się wydarzyło zaledwie piętnaście minut temu. Marzyłem o byciu z nią od kiedy tylko ją ujrzałem, aczkolwiek nigdy nie sądziłem, że mi się to uda. Nie wierzyłem, że mogłaby ujrzeć we mnie kogoś więcej aniżeli przyjaciela. Aż do dzisiaj ... Podniosłem się, gdy drzwi od łazienki się otworzyły. Stała w nich Silver. Oblizałem wargi, nie wierząc, że można wyglądać tak pięknie. W granatowej, plisowanej spódniczce, białej bokserce i czarnej, skórzanej kurtce wyglądała nieziemsko. Brązowe włosy spływały jej falami na plecy. Podszedłem do niej i objąłem ją w pasie, przyciskając swoje usta do jej. Mruknęła, zanurzając swoje szczupłe palce w moich włosach. Kilka minut później położyła dłonie na moim torsie i lekko mnie odepchnęła, przygryzając przy tym dolną wargę. Czy wspominałem już jak seksownie wtedy wyglądała ? Na jej policzkach pojawiły się lekki rumieńce.
-Co jest skarbie ? - Musnąłem jej szyję nosem i lekko ją ucałowałem.
-Skoro już jesteśmy razem wypadałoby powiedzieć o tym reszcie, nie uważasz ? - Puściła do mnie oczko i pociągnęła mnie za nadgarstek na korytarz, gdzie czekała już reszta. Rozmawiali, śmiali się. Czyli normalny obrazek grupki przyjaciół. Ścisnąłem dłoń Silver, widząc, że zaczyna się denerwować. Odchrząknęła, zwracając tym na siebie całą uwagę.
-Chcę...Chcemy Wam powiedzieć, że ... jesteśmy razem - Lekko się uśmiechnęła,a w pomieszczeniu zapanowała cisza przerywana jedynie naszymi urywanymi oddechami.
____
Przepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszamprzepraszaaaaaaam <3
Możecie mnie zabić, jeśli tylko chcecie.
Wstyd mi, że przez TRZY MIESIĄCE nic tu nie dodałam.
Dobra, możecie mnie nawet zlinczować ;_;
Ale obiecuję, że się poprawię, gdyyyyż ... Na prawdę podoba mi się ten blog :)
+ Dziękuję Klaudii za niesamowity wygląda bloga, jest piękny *-*
wtorek, 2 kwietnia 2013
sobota, 5 stycznia 2013
#5. If we can't as we would, we must do as we can
Z zaciśniętymi ze złości ustami wycofałam się do kuchni, zostawiając zakochanych samym sobie. Nie lubiłam Perrie. Ta dziewczyna niesamowicie mnie irytowała. I za nic nie byłam w stanie jej polubić. Była wredną, pragnącą wykorzystać Zayn’a blondyną. Jednak nigdy nie udało mi się tego dowieść. W towarzystwie innych ludzi zachowywała się niczym ideał. Przykładna, urocza dziewczyna. Marzenie chłopaków. Usiadłam na marmurowym blacie, śledzona przez spojrzenia pięciu par oczu.
-Perrie przyjechała ! – Powiedziałam z udawanym entuzjazmem. Byłam pewna, że na mojej twarzy gości wymuszony grymas, mający przypominać uśmiech. Za nic nie mogą się dowiedzieć o mojej antypatii. Nie są tępi. Domyślą się, że podoba mi się Zayn, a nie darzę Perrie miłością z powodu czystej zazdrości. Nie mogę na to pozwolić. Muszę grać. To przecież tylko jeden dzień, dam sobie radę. Wybuchły okrzyki radości. Wszyscy poza mną i Jennifer rzucili się, aby uściskać ich ukochaną Pezz, która właśnie weszła do pomieszczenia. Czy tylko ja widziałam, że coś jest z nią nie tak ? Ten złowrogi błysk w oku, ten pozbawiony radości uśmiech. To nie fair. Ona ich okłamuje i wykorzystuje, a oni, w szczególności Zayn, zrobiliby dla niej wszystko. Z niechęcią patrzyłam jak mulat obejmuje ją w talii i co chwila obdarowywuje jej ciało pocałunkami. Kilka godzin temu te wargi dotykały moich ust. Dziewczyna rozmawiała z resztą chłopców, roztaczając wokół nich swój magiczny urok słodkiej blondynki, której trzeba pomagać na każdym kroku.
-Jak myślisz, jak długo rozkładałby się plastik tego typu ? – Zapytała szeptem Jenn, szturchając mnie ramieniem. Parsknęłam śmiechem i pokręciłam głową. Jej pomysły czasami mnie przerażały, sama jej inwencja twórcza była dziwna.
-Co tak siedzicie same ? – Podszedł do nas Harry, z szerokim uśmiechem. Na jego widok, w sercu zrobiło mi się o wiele cieplej. Był tak pozytywny, uroczy i kochany. Idealny do przytulania.
-A co mamy robić ? Wszyscy całują Pezz po stopach. – Powiedziałam, przybierając łagodny ton. Chciałam, aby te słowa zostały odebrane w żartobliwy sposób, a nie tak jakbym miała ochotę wygnać Perrie z tego domu, z Doncaster, albo najlepiej z tego świata. I chyba się udało, bo Haz zaśmiał się niskim, gardłowym głosem. Bingo, tylko tak dalej Silver, utrzymuj pozory, że ty i Perrie to najlepsze przyjaciółki. A nikt się nie zorientuje, że kochasz zajętego chłopaka.
-No tak. Przecież dziewczyny nie lubią innych dziewczyn. Konkurencja i te sprawy.
-Dokładnie pudlu. Widzisz jaki ty mądry ? - Posłałam mu słaby uśmiech i potargałam jego brązową czuprynę. Zeskoczyłam z blatu i zwróciłam się do reszty, starając się odwrócić ich uwagę od aktualnego obiektu zainteresowań. – Co powiecie na mały wypad na miasto ? Świeże powietrze dobrze nam zrobi. – Zaproponowałam, krzyżując ręce na piersi. Wszyscy ochoczo się na to zgodzili. Za godzinę mieliśmy spotkać się w salonie i wyjść. Chłopcy wraz z Perrie udali się do swoich aktualnych pokoi, a ja z Jennifer zostałyśmy w kuchni. Potrzebowałam jej towarzystwa, nie zmąconego obecnością Perrie. Z salonu wciąż dobiegały odgłosy kreskówek oglądanych przez bliźniaczki. Ich życie było tak łatwe. Oglądanie bajek i wieczna zabawa. Zero rozterek miłosnych, czy kłótni o coś więcej niż łopatkę w piaskownicy. Piękne czasy, zdecydowanie cudowne. Z lodówki wyjęłam puszkę coli. Otworzyłam ją, a ona wydała cichy syk. Zimny napój przyjemnie pieścił mój przełyk.
-Jak się czujesz ? – Zapytała przyjaciółka, uważnie mi się przyglądając. Jakby chciała odczytać moje myśli. Ale co ja jej miałam powiedzieć ? Dobrze wie, jak jest. Dobrze wie, że czuję się jakbym była rozrywana od środka, za każdym razem, gdy patrzę na nich i wiem, że Zayn nigdy mnie nie pokocha, tak jak kocha ją.
-A jak mam się czuć Jenn ? Kocham Zayn’a. Kocham go do szaleństwa i zrobiłabym dla niego wszystko. A ta … ta wredna blondyna nagle musiała tu wparować. Wystarczy mi, że widzę ich wspólne zdjęcia. – Jęknęłam, spuszczając wzrok na puszkę, którą otaczały moje szczupłe, blade dłonie.
-Zjawiła się w najmniej odpowiednim momencie. Ale nie martw się, jeszcze będzie okazja, żeby go uwieść. Ja ci to gwarantuję. Widzimy się jutro. – Szepnęła i wyszła z kuchni, wcześniej całując mnie w policzek. Usłyszałam jak żegna się z Daisy i Phoebe, trzasnęły drzwi. Zostałam sama. Aż do jutrzejszego dnia. Czyli czeka mnie całe popołudnie spędzone z Królową Śniegu. Cudownie, moje marzenia w końcu się ziściły. Przecież pragnę zamarznąć od jej spojrzenia. Och, Zayn, co ty w niej widzisz… Podskoczyłam słysząc ciche brawa. Odwróciłam się i zamarłam. W progu stał nie kto inny, jak Perrie. Beznamiętny wyraz jej twarzy przyprawiał o zimne dreszcze. Wyglądał niczym seryjny zabójca. Tyle, że jej bronią były słowa, a nie skomplikowane noże.
-Imponujące Tomlinson. Nigdy bym nie pomyślała, że podoba ci się ten zidiociały mulacik, a ty go tu uwodzisz pod moją nieobecność. Zaimponowałoby mi to, gdyby nie fakt, że to mój chłopak. On mnie kocha, jest we mnie ślepo zapatrzony.
Czułam jak cała krew odpływa mi z twarzy. Cholera ! Jaka ja mogłam być taką idiotką. Jak ja mogłam rozmawiać o Zaynie, kiedy ona była w jednym domu ? Wiedziałam, że mnie nienawidzi. A teraz dałam jej ku temu kolejny powód. Dodatkowo miała na mnie haka. Moje uczucie do Zayn’a.
-Nie wiem o co ci chodzi Pezz. Zayn to tylko i wyłączenie przyjaciel. – Mruknęłam, napotykając spojrzenie jej zimnych oczu.
-Nie udawaj idiotki. – Warknęłam, podchodząc bliżej – A teraz posłuchaj mnie uważnie kotku. Zayn to moja własna kopalnia. Kupuje mi wszystko co chcę, robi dla mnie wszystko co chcę. Nie zrujnuj mi tego, bo jeśli piśniesz choćby słówko, albo dalej będziesz się do nie przystawiała to Malik dowie się jak mnie nazywasz, gdy jesteśmy same. A wtedy cię znienawidzi, z całego serca. Chyba tego nie chcemy, co ?
Wyszła z kuchni, zostawiając mnie samej sobie. Byłam na nią zła, byłam zła na Zayn’a, byłam zła na siebie, krótko mówiąc, byłam zła na cały, otaczający mnie świat. Miałam ochotę uciec, i nigdy nie wrócić. Uwolnić się od tej przepełnionej kłamstwem i nienawiścią rzeczywistości. Pobiegłam do swojego pokoju, do swojej jedynej oazy. Rzuciłam się na ogromne łóżko i zakopałam się w pościeli. Dopiero wtedy pozwoliłam łzom swobodnie popłynąć. Wypływały z moich oczu niekończącą się, krystaliczną falą. Z mojego gardła co chwila wyrywał się zduszony szloch. Perrie dowiedziała się o moim uczuciu do Zayn’a. To może się dla mnie okazać zgubne w skutkach. Przecież ona jest bezwzględna. I chce mi zaszkodzić.
-Sil, Lou kazał m… - Usłyszałam pukanie, poczym odgłos otwieranych drzwi i głos szatyna, najmłodszego w zespole. – Silver ? Czy ty płaczesz ?
W jednej chwili znalazł się obok mnie i tulił mnie w swoich silnych ramionach. Szeptał żebym przestała płakać, że jestem na to zbyt piękna, obiecywał, że sprawca moich łez, pożałuje swojego uczynku, że uchroni mnie od wszelkich cierpień i od okrucieństwa tego świata.
-Zaśpiewaj mi coś – Wyjąkałam w jego przemoczony od moich łez szary T-shirt. Nie zwlekał. Bez żadnego ‘ale’ spełnił moją prośbę. I byłam mu za to wdzięczna.
-Jak myślisz, jak długo rozkładałby się plastik tego typu ? – Zapytała szeptem Jenn, szturchając mnie ramieniem. Parsknęłam śmiechem i pokręciłam głową. Jej pomysły czasami mnie przerażały, sama jej inwencja twórcza była dziwna.
-Co tak siedzicie same ? – Podszedł do nas Harry, z szerokim uśmiechem. Na jego widok, w sercu zrobiło mi się o wiele cieplej. Był tak pozytywny, uroczy i kochany. Idealny do przytulania.
-A co mamy robić ? Wszyscy całują Pezz po stopach. – Powiedziałam, przybierając łagodny ton. Chciałam, aby te słowa zostały odebrane w żartobliwy sposób, a nie tak jakbym miała ochotę wygnać Perrie z tego domu, z Doncaster, albo najlepiej z tego świata. I chyba się udało, bo Haz zaśmiał się niskim, gardłowym głosem. Bingo, tylko tak dalej Silver, utrzymuj pozory, że ty i Perrie to najlepsze przyjaciółki. A nikt się nie zorientuje, że kochasz zajętego chłopaka.
-No tak. Przecież dziewczyny nie lubią innych dziewczyn. Konkurencja i te sprawy.
-Dokładnie pudlu. Widzisz jaki ty mądry ? - Posłałam mu słaby uśmiech i potargałam jego brązową czuprynę. Zeskoczyłam z blatu i zwróciłam się do reszty, starając się odwrócić ich uwagę od aktualnego obiektu zainteresowań. – Co powiecie na mały wypad na miasto ? Świeże powietrze dobrze nam zrobi. – Zaproponowałam, krzyżując ręce na piersi. Wszyscy ochoczo się na to zgodzili. Za godzinę mieliśmy spotkać się w salonie i wyjść. Chłopcy wraz z Perrie udali się do swoich aktualnych pokoi, a ja z Jennifer zostałyśmy w kuchni. Potrzebowałam jej towarzystwa, nie zmąconego obecnością Perrie. Z salonu wciąż dobiegały odgłosy kreskówek oglądanych przez bliźniaczki. Ich życie było tak łatwe. Oglądanie bajek i wieczna zabawa. Zero rozterek miłosnych, czy kłótni o coś więcej niż łopatkę w piaskownicy. Piękne czasy, zdecydowanie cudowne. Z lodówki wyjęłam puszkę coli. Otworzyłam ją, a ona wydała cichy syk. Zimny napój przyjemnie pieścił mój przełyk.
-Jak się czujesz ? – Zapytała przyjaciółka, uważnie mi się przyglądając. Jakby chciała odczytać moje myśli. Ale co ja jej miałam powiedzieć ? Dobrze wie, jak jest. Dobrze wie, że czuję się jakbym była rozrywana od środka, za każdym razem, gdy patrzę na nich i wiem, że Zayn nigdy mnie nie pokocha, tak jak kocha ją.
-A jak mam się czuć Jenn ? Kocham Zayn’a. Kocham go do szaleństwa i zrobiłabym dla niego wszystko. A ta … ta wredna blondyna nagle musiała tu wparować. Wystarczy mi, że widzę ich wspólne zdjęcia. – Jęknęłam, spuszczając wzrok na puszkę, którą otaczały moje szczupłe, blade dłonie.
-Zjawiła się w najmniej odpowiednim momencie. Ale nie martw się, jeszcze będzie okazja, żeby go uwieść. Ja ci to gwarantuję. Widzimy się jutro. – Szepnęła i wyszła z kuchni, wcześniej całując mnie w policzek. Usłyszałam jak żegna się z Daisy i Phoebe, trzasnęły drzwi. Zostałam sama. Aż do jutrzejszego dnia. Czyli czeka mnie całe popołudnie spędzone z Królową Śniegu. Cudownie, moje marzenia w końcu się ziściły. Przecież pragnę zamarznąć od jej spojrzenia. Och, Zayn, co ty w niej widzisz… Podskoczyłam słysząc ciche brawa. Odwróciłam się i zamarłam. W progu stał nie kto inny, jak Perrie. Beznamiętny wyraz jej twarzy przyprawiał o zimne dreszcze. Wyglądał niczym seryjny zabójca. Tyle, że jej bronią były słowa, a nie skomplikowane noże.
-Imponujące Tomlinson. Nigdy bym nie pomyślała, że podoba ci się ten zidiociały mulacik, a ty go tu uwodzisz pod moją nieobecność. Zaimponowałoby mi to, gdyby nie fakt, że to mój chłopak. On mnie kocha, jest we mnie ślepo zapatrzony.
Czułam jak cała krew odpływa mi z twarzy. Cholera ! Jaka ja mogłam być taką idiotką. Jak ja mogłam rozmawiać o Zaynie, kiedy ona była w jednym domu ? Wiedziałam, że mnie nienawidzi. A teraz dałam jej ku temu kolejny powód. Dodatkowo miała na mnie haka. Moje uczucie do Zayn’a.
-Nie wiem o co ci chodzi Pezz. Zayn to tylko i wyłączenie przyjaciel. – Mruknęłam, napotykając spojrzenie jej zimnych oczu.
-Nie udawaj idiotki. – Warknęłam, podchodząc bliżej – A teraz posłuchaj mnie uważnie kotku. Zayn to moja własna kopalnia. Kupuje mi wszystko co chcę, robi dla mnie wszystko co chcę. Nie zrujnuj mi tego, bo jeśli piśniesz choćby słówko, albo dalej będziesz się do nie przystawiała to Malik dowie się jak mnie nazywasz, gdy jesteśmy same. A wtedy cię znienawidzi, z całego serca. Chyba tego nie chcemy, co ?
Wyszła z kuchni, zostawiając mnie samej sobie. Byłam na nią zła, byłam zła na Zayn’a, byłam zła na siebie, krótko mówiąc, byłam zła na cały, otaczający mnie świat. Miałam ochotę uciec, i nigdy nie wrócić. Uwolnić się od tej przepełnionej kłamstwem i nienawiścią rzeczywistości. Pobiegłam do swojego pokoju, do swojej jedynej oazy. Rzuciłam się na ogromne łóżko i zakopałam się w pościeli. Dopiero wtedy pozwoliłam łzom swobodnie popłynąć. Wypływały z moich oczu niekończącą się, krystaliczną falą. Z mojego gardła co chwila wyrywał się zduszony szloch. Perrie dowiedziała się o moim uczuciu do Zayn’a. To może się dla mnie okazać zgubne w skutkach. Przecież ona jest bezwzględna. I chce mi zaszkodzić.
-Sil, Lou kazał m… - Usłyszałam pukanie, poczym odgłos otwieranych drzwi i głos szatyna, najmłodszego w zespole. – Silver ? Czy ty płaczesz ?
W jednej chwili znalazł się obok mnie i tulił mnie w swoich silnych ramionach. Szeptał żebym przestała płakać, że jestem na to zbyt piękna, obiecywał, że sprawca moich łez, pożałuje swojego uczynku, że uchroni mnie od wszelkich cierpień i od okrucieństwa tego świata.
-Zaśpiewaj mi coś – Wyjąkałam w jego przemoczony od moich łez szary T-shirt. Nie zwlekał. Bez żadnego ‘ale’ spełnił moją prośbę. I byłam mu za to wdzięczna.
I may not have the softest touch/
Może i nie mam najdelikatniejszego dotyku
I may not say the words as such/
Może nie wypowiadam takich [pięknych] słów
And though I may not look like much/
I mimo, że może nie wyglądam na zbyt wiele
I'm yours.
Jestem twój
And though my edges may be rough/
I mimo, że moje krawędzie mogą być ostre
And never feel I'm quite enough/
Nigdy nie czuję, że jestem wystarczająco dobry
It may not seem like very much/
To może nie wyglądać na zbyt wiele
But I'm yours/ale jestem Twój. *
Kolejne łzy pociekły po moich zarumienionych od płaczu policzkach. To było piękne. I tekst, i jego głos. Anielski głos. Uniosłam wzrok i napotkałam spojrzenie jego oczu. Zielonych, pełnych ciepła i miłości.
-Pocałuj mnie – Wyszeptałam, czując, że potrzebuję kogoś kto mnie pokocha. Za to kim jestem. Kogoś przy kim nie będę musiała udawać innej osoby. Potrzebowałam Harry’ego. Nie wiem czy to przez ból w moich oczach, czy przez jakiś, nieznany mi impuls, szatyn po raz kolejny spełnił moją prośbę. Jego miękkie wargi spotkały się z moimi. Smakowały malinami, które jadł do śniadania. Moje dłonie powędrowały w gęstą czuprynę jego brązowych loków. Po raz pierwszy od dobrych kilku miesięcy nie myślałam o Zaynie. I było to niesamowicie przyjemne.
_______
To co ? 10 komentarzy ? ♥
* The Script – I’m Yours
Subskrybuj:
Posty (Atom)